PIERWSZE DOMINIKI GÓRY ZA PŁOTY- II Bieg Wierchami w Rytrze

 

Pamiętam jak dziś moją rozmowę z Markiem Żukiem w Szafie Biegacza, to było niedługo po półmaratonie w Dubiecku (do którego z resztą pomógł mi się przygotować i wpadłam na metę jako 5 kobieta). Wspomniałam, że chciałabym spróbować jeszcze kiedyś swoich sił w tego typu biegu (wiecie,  górki, pagórki, krzaki, konary i te sprawy :D ). Wtedy Marek rzucił krótkie „Bieg Wierchami”. Okazało się, że Ania i Kasia biegną tam 30 km i oprócz tego dystansu jest jeszcze 50 km i bieg na 11 km – na który koniec końców się zapisałam. Dopiero po jakimś czasie uświadomiłam sobie (a raczej Ania mnie uświadomiła), że to są GÓRY! Nie jakieś tam górki tylko GÓRY! Przecież ja nigdy (pewnie wstyd się przyznać) nawet nie byłam w górach, nigdy po nich nie chodziłam a zapisałam się tam na BIEG! Ale trudno – poszło – powiedziałam A to trzeba powiedzieć i B J Tak więc w piątek 19-go czerwca punkt 16:00 w składzie Kasia, Ania i JA ruszyłyśmy do Rytra!

Gdy na miejscu zobaczyłam te góry to moje oczy były prawie tak wielkie jak one hahaha!

Mimo, że ja swój bieg miałam zacząć godzinę później niż dziewczyny to razem z nimi ruszyłam na start. Gdy Ania z Kasią wystartowały i zostałam sama to zaczęła się w mojej głowie nerwówka, chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Justyny i Tomka z Szafy Biegacza (który w ostatnim czasie bardzo mi pomaga w treningach) żeby usłyszeć jakieś znajome głosy i zabić ten czas oczekiwania na godzinę zero. Potem rozgrzewka, ostatni łyk wody i punktualnie o 10 ruszyliśmy. Na początku powtarzałam sobie „zacznij spokojnie – nie spal się na pierwszych kilometrach jak w Dynowie”. Na podbiegach przypominały mi się słowa Tomka „jak masz siłę, to pod górę podbiegaj, może być wolno – ale podbiegaj, bo większość będzie od początku podchodziła, więc będziesz już parę kroków do przodu” i miał rację, nawet kilka osób udało mi się dzięki temu „wziąć” na podbiegach. Potem w głowie pojawiły się słowa Kasi „biegnij z kimś, znajdź kogoś kto biegnie w tempie, które Ci odpowiada” – tak też zrobiłam – mój Zając nawet nie wiedział, że nim był i jak bardzo mi pomogło „siedzenie” mu na plecach przez kilka dobrych kilometrów J Na zbiegach pamiętałam o tym co mówiła mi Ania „otwórz klatkę, opadaj na całą stopę, nie bój się”, a na końcówce, gdy sił już coraz mniej „walcz do końca!”. Dzięki tym wszystkim GŁOSOM W GŁOWIE udało mi się ukończyć mój pierwszy GÓRSKI bieg na 6 miejscu wśród kobiet! Mało tego – nawet swojego Zająca wyprzedziłam!

Dziękuję Markowi, że zaproponował mi udział w tym biegu, bo chociaż był to szalony pomysł to nie żałuję udziału. Wróciłam dzięki temu do Przemyśla bogatsza o nowe biegowe doświadczenia. Tomkowi dziękuję za treningi, rady i wskazówki – masz u mnie kebaba Trenerze :D No i oczywiście dziękuję moim towarzyszkom –  Ani i Kasi – za mega wsparcie i rady oraz za słodką kolację, przymiarkę kiecek doprowadzającą do łez (ze śmiechu oczywiście), za wesołą podróż z Marleną, palenie gumy przy wycieraczkach i za kanapki z serem lekko topionym J  I jeszcze raz WIELKIE jak góry w Rytrze gratulacje dla Was dziewczyny!

 

DOMINIKA