Mój powrót na BIEGOWE ŚCIEŻKI …

Gdyby ktoś przed biegiem w Brzózie Królewskiej powiedział mi, że przybiegnę na metę jako 6 kobieta i 1 w swojej kategorii wiekowej, to padłabym ze śmiechu! Na chwilę przed startem stałam gdzieś z tyłu załzawiona jak dziecko i zastanawiałam się, czy nie obrócić się na pięcie, wsiąść do auta, wrócić do domu i udawać, że mnie tam wcale nie było, ale może po kolei…

9 marca skręciłam i naderwałam staw skokowy, orteza i kule uziemiły mnie na 7 tygodni. Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć co czułam przez cały ten czas. Inni biegali, trenowali, a ja miałam problem ze zwykłym chodzeniem! Zastanawiałam się dlaczego właśnie ja? Przecież miałam tyle biegowych planów! Tyle startów opłaconych do przodu! Ale niestety zostałam tylko z jedną sprawną nogą :D – tak, teraz spokojnie mogę nawet o tym pożartować ;)

Pierwszy TEST – start w Dybawce.

Po zakończonej rehabilitacji dostałam zielone światło na pierwsze truchtania. Bieg w Dybawce miał mi pokazać ile straciłam wydolnościowo, siłowo i czy ze stawem jest już wszystko w porządku na tyle, by zacząć już myśleć o regularnym bieganiu. I tak, bez większego przygotowania, ze wsparciem u boku (czyt. z Anią Kapelan ;) – jeszcze raz dziękuję!) ruszyłam.  Oszczędzę Wam relacji z biegu, bo cóż pisać, jeśli już od 3 kilometra marudziłam Ance za uchem, że ja już nie chcę! Że nie mam siły! Że co ja tutaj robię?!  I jeszcze masę „łacińskich” zwrotów :D Na mecie wyglądałam jak sto nieszczęść…Byłam załamana tym jak wiele straciłam przez te kilka tygodni i ile pracy przede mną.

Jakiś czas później Ania podesłała mi link do biegu w Brzózie Królewskiej. Gdy weszłam na stronę organizatora, przypomniałam sobie, że jeszcze przed kontuzją zapisałam się na ten bieg, ale kompletnie o nim zapomniałam! Przez jakiś czas się wahałam, nie wiedziałam czy chcę a w głowie wciąż miałam jeszcze ten bieg w Dybawce. Kiedy zapadła decyzja o tym, że jednak spróbuję, postanowiłam  jak najlepiej przygotować się przez te kilka tygodni, licząc na to, że staw skokowy będzie „siedział cicho” :D

TEST nr 2 – Brzóza Królewska.

Tak oto wracamy do początku wpisu ;)
W dniu startu chwilę po godzinie 8 rano ruszyłyśmy z Anią w drogę. Na miejscu spotkałyśmy resztę ekipy PKB, czyli: Krzysia Rzepkę, Darka Szylara, Jurka Zajączkowskiego z Lucynką oraz Magdę i Krzyśka Jakubów. Po odebraniu pakietu standardowo rozgrzewka i oczekiwanie na start. Jak wspomniałam na początku – byłam kłębkiem nerwów! Z miną zbitego psa stanęłam w tłumie i czekałam na odliczanie. Ruszyliśmy. Przed nami była dłuuuuga prosta, myślałam, że będzie miała z kilometr, a okazało się, że miała aż 5! Trasa była różnorodna. Nie zabrakło szutru, asfaltu, leśnych ścieżek oraz kamieni, szyszek i piasku, który niemiłosiernie wykręcał nogi. W trakcie biegu kompletnie nie wiedziałam, która jestem, myślałam tylko o tym, żeby biec równo, nie szarpać i powoli przesuwać się do przodu. Biegłam, żeby się sprawdzić, liczył się dla mnie czas, nie miejsce, ale gdy na mecie Ania gratulowała mi 6 pozycji to byłam zadowolona zarówno z czasu, jak i z miejsca! Okazało się, że razem z Jurkiem wybiegaliśmy pudło w swoich kategoriach wiekowych. Początkowo na tablicy wyników w kategorii byłam druga, dlatego jak usłyszałam, że jednak wskakuję na 1 miejsce (bo nagrody w open i kategorii się nie dublują) to nie mogłam uwierzyć i jak DZIK wskoczyłam na pudło hahaha :D

Zdecydowanie ten bieg dodał mi chęci do dalszego działania!

I tak na koniec:

Pamiętaj Biegaczu Stary i Młody: „Jeśli coś Ci w życiu nie idzie i wpadasz pyskiem w błoto, to musisz być jak dzik – pchać to błoto ryjem do przodu!”

Dominika Cioban